Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/27

Ta strona została przepisana.

cami, z okiem utkwionem w próżnię, szlachetni ci obrońcy swego rodu rzucili się w końcu ku myśliwym. Jeszcze strzały, jeszcze głębokie rany, ale wojownicze zwierzęta zdawały się ich nie odczuwać, zbliżały się tylko coraz bardziej — coraz straszniejsze. Większość myśliwców, pewną będąc nóg swoich, rozbiegła się tylko po dolinie, ale dwaj młodzieńcy — spojrzawszy po sobie, a podniecani dumą ze zwinności swojej i siły, oczekiwali nieruchomo — jeden z włócznią — asagają, drugi — z maczugą. Wówczas inni, pełni ciekawości i wzruszenia wobec mającego się rozegrać dramatu, utworzyli półkole. Pierwszy byk z łbem opuszczonym i przerażającą szybkością rzucił się prosto na wyższego z pomiędzy dwu młodzieńców. Ten jednak zwinnym ruchem usunął się z drogi i zatopił włócznię w boku zwierzęcia. Brocząc krwią, byk o mało nie padł na miejscu, ale zawrócił znowu nie tak już szybko i bardziej żacięty. Nie mniej jednak znowu chybił celu i broń zagłębiła mu się we wnętrznościach jeszcze bardziej, jeszcze okrutniej. Chwiejąc się i padłszy na kolana, bawół zdawał się być zwyciężonym i oczekiwał już tylko ostatniego ciosu. Ale w chwili gdy włócznia się podniosła, poskoczył znowu a lewy róg jego porwał człowieka. Uniesiony na wklęsłej stronie rogu nie zaś na ostrzu, myśliwiec uwolnił się rychło a trzeci cios w samo serce zapewnił mu zwycięztwo.
Therann zabił wielkiego bawołu — zagrzmiał głos myśliwca.