Gdy zapadł zmierzch wieczorny, a księżyc kręgiem ognistym zapłonął, wynurzyli się z jaskini starcy, a za nimi cała horda, jakgdyby jakimś obłokiem smutku owiana; dwaj młodzi wojownicy nieśli kościec Wanhaba, a czerwone światło rozlewało się po bladej czaszce, wpadało w klatkę piersiową, jak symbol wielkiej męki, żałoby wiosennego dnia nad szczątkami młodego istnienia, które znikło na zawsze w bezdniach przeobrażeń.
Zwolna posuwała się horda po błoniu, a głuche łkania żony i matki przerywały ciszę obchodu.
Gdy doszli do Drzewa-Grobowca, gdy dwaj nosiciele wdarli się na wzgórek, ujrzano starca, który stanął tuż obok Wanhaba. Wszyscy oczekiwali słowa jego, gdyż znanym był z tego, że umiał do innych przemawiać. Przez chwilę starzec pozostawał milczącym, pozwalając rzeczom minionym, aby wynurzyły się z głębin jego pamięci: były to pogmatwane, niejasne próby syntezy — nabytek jego rasy, która, całkowicie jeszcze trwając na łonie przyrody, nie ujmowała rozumem swym żadnej tajemnicy poza treścią
Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/31
Ta strona została przepisana.
III.
Pogrzeb Wanhaba.