Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/46

Ta strona została przepisana.

znajomego. Nie wzruszając się tem, Vamireh postąpił jeszcze parę kroków naprzód, ale wtedy, zacisnąwszy olbrzymie pięści, ze źrenicami drżącemi, człowiek leśny uderzył się w piersi i pogroził Troglodycie. Ten oburzył się — Vamireh nie boi się ani Lwa ani Mamuta... ani zasadzek człowieka...
Człowiek leśny mruknął znowu, nie zbliżając się jednak do Pzana, a wprost trzymając się tylko obronnie. Widząc to, Vamireh umilkł; gniew jego uleciał, wzmogła się ciekawość. Jakiś czas obaj spoglądali na siebie. Pauza ta, jak się zdawało, natchnęła niejaką ufnością człowieka leśnego. Rysy jego wygładziły się, na ociężałem obliczu ukazał się spokój roślinożercy. On również, mniej zdając sobie z tego sprawę, odczuwał obecność istoty podobnej. Ale niejasne jakieś instynkty, a może bezpośrednie wspomnienia, obawy atawistyczne sprawiały, iż obecność ta nie była dlań przyjemną. Może uczuwał, że kiedyś, kiedyś — na łonie epoki trzeciorzędowej, on znajdował się na tym samym szczeblu drabiny, co i wielki Długogłowiec, stojący teraz przed, nim, że nędze wszelakie, nieprzyjazna siedziba, rodowi jego kazały dogorywać, tamtych zaś uczyniły zwycięzcami. Czy, może, w ciele jego wyryte były owe bóle, rokosze, nostalgia, wygrania wiekuiste, przegrane boje — wszystko, co we krwi przechodzi z pokolenia na pokolenie) a czego niewyraźne przebudzenie się, jakieś marzenia przodków, powracające nagle do odzie-