Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 022.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale niezwłocznie zabrzmiało przeraźliwe, naprawdę niegodne tygrysa, wycie Shere Khana.
— Nie powiodło mu się coś! — powiedziała wilczyca.
Wilk-ojciec wychylił się z jamy i usłyszał wyraźnie dziki pomruk gniewu i warczenie Shere Khana, miotającego się w zaroślach.
— Niedołęga. Skoczył na ognisko, rozłożone przez drwali, i poparzył sobie łapy. Tabaki jest przy nim.
— Ktoś idzie wzgórzem! — powiedziała wilczyca, nastawiając jedno ucho — Uważaj!
W zaroślach rozległ się trzask gałęzi. Wilk zebrał się w sobie i złożył do skoku. Szkoda, drodzy czytelnicy, że nie mogliście widzieć, co się teraz stało. Oto wilk-ojciec odrzucił się od ziemi potężnie i cisnął wprzód całe ciało, ale nagle wywinął się prosto w górę, podleciał jak ptak w powietrze na kilka stóp i spadł na to samo niemal miejsce. Zatrzymał się tedy w skoku, zmieniwszy zamiar.
— To człowiek! — warknął ze złością — Maleńki człowiek! Popatrzno, matko!
Zobaczyli tuż przed sobą małego brunatnego chłopczynę, wspartego na kijku. Był tłusty, nagusieńki i stąpał z trudem niemałym. Zaprawdę, nic chyba podobnego nie zjawiło się dotąd w wilczem osiedlu. Malec stał już przed wilkiem z podniesioną głowiną i śmiał się w najlepsze.