Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To ma być człowiek? — zdziwiła się wilczyca — Nie widziałam nigdy takiego człowieka! Przynieś go do jamy.
Wilki, nawykłe przenosić swe małe, umieją to czynić tak delikatnie, że mogłyby wziąć w paszczę jajko, nie uszkadzając go. To też, mimo, że zęby zwierzęcia objęły małe ciałko, nie zadrasnęły skóry dziecka, które za chwilę leżało pośród wilcząt u łona karmicielki.
— Jaki ładniutki! Jaki golutki! Jaki śmiały! — dziwowała się wilczyca.
Dziecko szukało wolnej sutki u ciepłej piersi przybranej matki.
— Ho... ho... jaki mądry! Zabiera się do ssania! Więc to jest małe szczeniątko ludzkie? Chyba niema na świecie drugiej wilczycy, któraby się mogła poszczycić takim wychowankiem!
— Podobno stało się tak już raz, doszły mnie słuchy, ale nie zdarzyło się to ani w rodzie naszym, ani w tych czasach! — powiedział ojciec poważnie — Jest goły, słaby, mógłbym go poprostu rozdeptać nogą, a jednak patrzy mi prosto w oczy, nie odczuwając strachu.
W tej chwili śćmiło się wejście do jamy, albowiem cały otwór wypełnił olbrzymi, kańciasty łeb i potworny kark Shere Khana. Tygrys starał się wcisnąć do środka, a Tabaki, stojący za nim, skomlił:
— Władco dżungli, malec tutaj się schował!