Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 026.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Oburzyła się.
— Pocóż pytasz o to? Przywlókł się tutaj sam jeden biedny, naguteńki, mrący głodem i nie bał się wcale. Odepchnął jedno z moich małych i ssie. Ten drab byłby go porwał i zaniósł nad Wajgungę, a tymczasem ludzie naszych okolic urządziliby wielką obławę, mszcząc śmierć malca. Ładniebyśmy wyglądali wszyscy! Naturalnie, zatrzymam go w jamie. Leż sobie mój maleńki, mój mauli, moja droga żabko! Przyjdzie czas, że zapolujesz na kulawego Shere Khana, jak on polował na ciebie.
— Zobaczymy co powie rada! — zauważył wilk-ojciec.
Wedle praw dżungli każdy wilk, pojąwszy żonę, żyje osobno w swej jamie, ale skoro jego wilczęta podrosną na tyle, że mogą biegać, winien przywieść je na zgromadzenie rady, odbywające się raz w miesiącu przy pełni księżyca. Ma to na celu stwierdzenie ich tożsamości i nadanie praw rodu, którego stają się członkami. Po oględzinach młode wilczki udają się do rodziców, żyją z nimi, wzrastają i, dopóki nie upolują pierwszej sarny, żadnemu wilkowi z tego samego rodu nie wolno ich zaczepiać, ani ranić. Prawo to nie zna łaski i wilk, któryby zabił młodzieńca, zostaje natychmiast ukarany śmiercią na miejscu czynu. Każdy chyba przyzna, że prawo to jest mądre i słuszne.
Gdy wilczęta zaczęły już biegać, wilk-ojciec i wilczyca-matka zaprowadzili je wraz z maulim-żabką na