Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 031.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głosował za tem, by żył w waszym rodzie, ja głosuję zapomocą okupu, dodając do jego głosu młodego, tłustego bawołu, którego przed chwilą zadusiłam o małe pół milki stąd. Spożyjcież go ze smakiem, ale proszę, przyjmijcie małe ludzkie szczenię, wedle prawa, do swego rodu. Sądzę, że nic temu nie stoi na przeszkodzie?
Zaczęły się burzliwe narady, naogół jednak przychylne dla malca.
— Mniejsza z tem! Zginie i tak czasu pory deszczowej! Zginie od żaru słońca w lecie! Cóż nam szkodzić może ta goła żaba? Niech sobie biega z wilkami! Gdzież ten bawół, Bagero! Pokaż nam! Trzeba przyjąć okup!
Pośród tego rozbrzmiewało nieustanne naszczekiwanie Akeli:
— Badajcie dobrze, o wilcy! Badajcie dobrze!
Malec pozostał zupełnie obojętny na to wszystko, nie zważał wcale na wilki, które go przychodziły oglądać, i bawił się kamykami.
Za chwilę całe zgromadzenie udało się na poszukiwanie bawołu, a na Skale Rady pozostali tylko Akela, Bagera, Balu i sprzymierzone z maulim wilki. Shere Khan porykiwał w dali, rozgniewany porażką i niemożnością odzyskania swego łupu.
— Wyj sobie, wyj! — szydziła Bagera. — Znam się na ludziach i pewna jestem, że ten malec zmusi cię do skomlenia z innego zgoła tonu.