Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 041.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic, nic, — odrzekł — nietoperze naplotły mi głupstw o Shere Khanie. Idę teraz, matko, na łowy na uprawnych polach.
Zanurzył się w gęstwinie, zmierzając upłazem góry ku rzece. Po chwili atoli zatrzymał się, albowiem uszu jego dobiegł pogłos polującego stada wilków. Posłyszał trwożliwy bek i chrapanie osaczonego w kniei jelenia, oraz pisk i złośliwy poszczek wilków, szydzących ze swego naczelnika.
— Pokaż moc swoją, Akelo! Pokaż co umiesz, samotniku! Puszczajcie wodza, niech zdławi sambhura.
Prawdopodobnie Akela chybił w skoku, bo Mauli posłyszał skowyt jego żałośliwy. Widocznie jeleń obalił go na ziemię uderzeniem przednich nóg.
Nie słuchając, pobiegł dalej, a w miarę jak dżungla pozostawała za nim, milkły i cichły krzyki i hałasy.
— Bagera ma słuszność! — mruknął do siebie, zakopując się w stertę siana, tuż pod oknami jednej z chat stojącą. — Jutro przyjdzie do porachunku z Akelą i ze mną.
Po pewnym czasie wylazł, przytknął twarz do szyby i wpatrzył się w ogień na kominie płonący. Spostrzegł, że wieśniaczka wstawała w nocy i podsycała ognisko, dorzucając doń naręcze gałęzi. Ledwo zaczął szarzeć świt, zobaczył małego chłopca, który wziął koszyk z wikliny, wylepiony wewnątrz gliną, nałożył weń jarzących węgli, osłonił płótnem i wypędził bawoły z obory, udając się z niemi na paszę.