Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 058.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zwaną delikatność twą ma dzisiaj twarz i całe ciało posiniaczone! Wstydź się!
— Lepiej, bym go zbił całego na kwaśne jabłko — odrzekł Balu — ja, który go kocham, niżby skutkiem nieuctwa spotkać go miało nieszczęście w kniei. Właśnie teraz uczę go zaklęć, które go ochronią przed napaścią ptaków, ludu węży, oraz wszystkich czworonogów, oczywiście z wyjątkiem jego własnego ludu. Gdy sobie je przyswoi, będzie w stanie przywołać na pomoc w potrzebie całą dżunglę. Czyż dla pozyskania takich korzyści nie warto poddać się lekkiej karze?
— Pamiętaj jeno, Balu, byś kiedy nie zabił chłopca. Nie jest to przecież pień, o który ostrzyć można stępione pazury. Ale radabym posłyszeć owe zaklęcia mimo, że nie nawykłam zwracać się o pomoc do nikogo.
Tak mówiła Bagera, przyglądając się z lubością swym zakrzywionym, lśniącym połyskiem stali, szponom.
— Zawołam chłopca, by ci je powtórzył. Może się zdecyduje przyjść tutaj. Mauli! Chodź tu zaraz! Słyszysz?
Chłopiec ozwał się z wierzchołka drzewa, niechętnie, głosem rozkapryszonym:
— Dość mam tego, burzy mi w głowie od ciągłej nauki!
Po chwili jednak zsunął się na dół i stanął przed niemi, ale minę miał napoły obrażonego skarceniem.
— Przychodzę do Bagery, nie do ciebie, niepoczciwy, stary Balu! — powiedział.