Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To prawda! Będziemy rzucać gałęzie i różne paskudztwa na głowę rudego Balu! — krzyknął upojony Mauli. — Rzecz postanowiona!
— Uuu! — warknął Balu i olbrzymią swą łapą zmiótł chłopca z grzbietu pantery, tak, że legł na grzbiecie tuż przed nim. Leżąc, zauważył, że stary nauczyciel jest mocno rozsierdzony.
— Mauli! — powiedział Balu — Zdaje mi się, że musiałeś rozmawiać z bander-logami, z ludem małp!
Mauli spojrzał na Bagerę, chcąc się dowiedzieć, co o tem myśli, ale zauważył, że oczy jej błyszczą zimnym, stalowym, okrutnym blaskiem.
— Zadawałeś się więc z ludem małp, — warczał niedźwiedź — z rudemi bestjami, nie znającemi praw, z hołotą, co pożera wszystko bez wyboru? Haniebnego się dopuściłeś czynu, Mauli!
— Balu! — zawołał Mauli, leżąc dalej — Wybiłeś mnie po głowie, więc odszedłem bardzo smutny, a wówczas rude małpy spuściły się z drzew, by się nade mną użalić. One jedynie ujęły się za mną!
Zaczął płakać rzewnie.
— Litość małp... to cisza górskiego potoku, to chłód słońca w porze letniej, to absurd! — rzekł Balu — I cóż stało się dalej? Mówże, chłopcze!
— Przyniosły mi orzechów i innych przysmaków, potem zaś wzięły mnie w ramiona i zaniosły na sam szczyt drzewa. Tam oświadczyły, że jestem ich kre-