Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

spoczęły na laurach po dokonaniu tak doniosłego czynu. Mauli nie widział dotąd w życiu hinduskiego miasta, więc mimo, że ujrzał same jeno zwaliska, to dzieło rąk ludzkich wydało mu się nad wyraz wspaniałem i zdumiewającem. Miasto, pobudowane w niepamiętnych czasach przez jednego z radżów, którego posiadłości pochłonęła z wiekami dżungla, położone było na niewielkiem wzgórzu. Widać było jeszcze ulice, wyłożone flizami kamiennemi, i bramy napoły zburzone, z szczątkami drzwi, wiszącemi na przegryzionych rdzą zawiasach. Głazy murów poprzerastały krzewy i wielkie drzewa, a ze ścian pospadały sztukaterje i płaskorzeźby, zaś leżąc długo na ziemi, uległy zwietrzeniu i rozsypały się w gruzy. Z okien wysokich baszt zwieszały się grube sploty ljan i przysłaniały je zieloną szatą listowia.
Pośrodku widniał obszerny i okazały pałac bez dachu. Popękane tafle, któremi wyłożony był niegdyś dziedziniec, oraz rozwalone cembrowiny studzien i wodotrysków pokryte były czerwonemi i szaremi plamami pleśni i porostów rozmaitych, a różne krzewy popodważały korzeniami nawet głazy, stanowiące obmurowanie dawnych stajen królewskich słoni, tak, że leżały porozrzucane, jakby je umyślnie rozwalono. Z platformy pałacu widać było rozrzucone na upłazie wzgórza rozliczne domy miasta, tworzące dotąd kilka wyraźnie zarysowanych ulic. Pośród mroku, rozwaliska te, pozbawione dachów, wyglądały razem wzięte jak duży, połamany i pozbawiony miodu plaster pszczeli.