Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 123.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wokół pianę, żwir i piasek. Teraz nic ich już powstrzymać nie mogło, a w dodatku Rama zwietrzył tygrysa i ryknął.
— Nakoniec zrozumiałeś! — krzyknął z jego grzbietu uradowany Mauli — Nareszcie wiesz, co czynić!
Wąwóz zatętnił, wypełniły go splątane rogi, spienione nozdrza, roześlniły połyski oczu, fala toczyła się niby zalew powodzi, a w parciu tem słabsze zwierzęta, odrzucane na boki, torowały sobie drogę zboczem ścian, zmiatając trawy i krzaki. Bawoły wiedziały już, że mają wykonać tę straszliwą szarżę, przed którą żaden tygrys ostać się nie może.
Na odgłos tętentu kopyt Shere Khan powstał i ruszył ociężale ku przeciwległemu krańcowi jaru, po drodze upatrując sposobnego do ucieczki miejsca. Ale brzegi były bardzo strome, a obfite jadło i woda, której się opił, czyniły go niezdolnym do koniecznego w walce o życie wysiłku.
Za moment stado wpadło z rozgłośnym rykiem do kałuży, z której dopiero co wyszedł tygrys, a podobny ryk odpowiedział z drugiego krańca parji.
Mauli zobaczył, że w ostatniej chwili Shere Khan odwrócił się, by stawić czoło bykom. Wiedział, że nierównie łatwiej walczyć z samcami, niż z krowami, mającemi bronić cieląt. Ale było już za późno. Rama pośliznął się na czemś, ruszył potem dalej, rozdeptując miękki przedmiot i na czele byków wpadł na drugie