Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a jeszcze widziałem z jakichś co najmniej sto fok z Lukanonu, rozbijających się o pomieszczenie. Nie pojmuję, doprawdy, poco pchają się tutaj, mogąc siedzieć spokojnie w domu?
— Przychodziło mi nieraz do głowy — odrzekła małżonka — że dużo milej byłoby nam na Wydrzej wyspie, niż tutaj, w takiej ciżbie!
— Cóż za myśl? — zaoponował — Tam udają się same jeno „gołowąsy“. Mogłoby paść na nas podejrzenie, że obawiamy się walki... Nie, nie, trzeba koniecznie trzymać się na właściwej wyżynie!
Łowca morski, powiedziawszy to, wtulił z dumą głowę w szerokie barki i wydawało się przez kilka minut, że śpi. Ale jedno oko miał otwarte, bowiem chciał być każdej chwili gotowy, gdyby zaszła potrzeba walki.
Teraz wszystkie foki miały już swe małżonki przy sobie i wrzaski wzrosły do tego stopnia, że słychać je było w promieniu kilkunastu kilometrów, przy największej nawet burzy. Możnaby bez przesady liczbę fok przyjąć na miljon. Samce, samice, „gołowąsy“ biły się wszystkie razem, przewracały, wydawały ryki, parskały, goniły się, skakały w morze i znowu wyłaziły na ląd. Pokryły każdą piędź ziemi wokół, tak, że prócz nich i morza nic więcej widać nie było. W miejscowości tej panuje wieczysta, gęsta mgła, przysłaniała tedy szarzyzną ruchliwy obraz, a w rzad-