Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie porwałem! — odrzekł z namaszczeniem — Sama wyrosła na mnie!
Miał właśnie zamiar wytarmosić któregoś z arogantów, gdy w tem wyszło z poza wzgórza dwu ludzi o czarnych, połyskliwych włosach i brunatnych, płaskich twarzach.
Kotik nie widział w życiu ludzi, sapnął i przekrzywił głowę. Gołowąsy cofnęły się o kilka kroków i patrzyły również w osłupieniu na przybyszów. Był to Keryk Buturyn we własnej osobie, wielki łowca fok w tych okolicach, a towarzyszył mu syn jego, Pantalejmon. Przybyli właśnie z małej osady, znajdującej się niezbyt daleko od legowisk foczych, i robili przegląd fok, które należy zapędzić do rzeźni, by je obedrzeć ze skór, przydatnych na kaftany futrzane. Jak wiadomo, foki zapędza się poprostu do rzeźni, niby barany.
— Spojrzno! Widzisz? Biała foka! — powiedział syn.
Keryk zbladł straszliwie, choć tego dostrzec nie dozwalała, pokrywająca go, warstwa tłuszczu i brudu. Był to Aleuta, a ludzie ci są bardzo niechlujni. Szybko wyrecytował jakąś modlitwę, a potem rzekł:
— Daj jej pokój, Pantalejmonie! Jak świat światem, nie było jeszcze białej foki! — zawołał do syna. — To niezawodnie duch Zacharowa, który zginął zeszłego roku w zamieci.
— Nie tknę tego stworzenia! — zapewnił syn — Zła to wróżba! Ale czyżby, naprawdę, Zacharow miał