Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nadleciała mewa krasnolotka i wrzasnęła, podlatując pod sam nos koniowi:
— Krowa morska, to jedyna istota w oceanie, jeszcze brzydsza od morsa. Jest ona jeszcze paskudniejsza i ordynarniejsza od tego starego, niedołężnego ślimakojada!
Kotik zabrał się do powrotu i, nie zwracając uwagi na wrzaski mew, popłynął do Nowostoczny. Tu jednak przekonał się niebawem, że jego usilne starania odnalezienia bezpiecznego dla fok miejsca nie budzą w nikim zainteresowania. Słuchano obojętnie i mówiono mu, że taki już jest porządek świata, iż co roku ludzie muszą zagarniać pewną liczbę „gołowąsów“. Uważano to za przejaw naturalny i radzono, by nie zachodził do rzeźni, jeśli chce uniknąć przykrych wrażeń. Żadna foka nie widziała dotąd tego masowego mordu i tem właśnie ogół różnił się od Kotika, który ponadto wyszczególniał się białem futrem.
— Poco się tym wszystkiem zajmujesz! — mówił mu ojciec Łowca morski — Masz tylko starać się, byś wyrósł na dzielną fokę, potem zaś na podobieństwo ojca będziesz miał własną rodzinę. Okaż się tak dzielnym, jak ja zdobywcą miejsca, a nikt ci spokoju nie zamąci. Nie dalej jak za lat pięć będziesz już mógł staczać boje.
Nawet dobra, łagodna matka mówiła mu:
— Porzuć nadzieję zapobieżenia tym rzeziom, a idź się bawić, drogi Kotiku!