Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 166.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gach, śpiąc jak zabite. Opływał je z wszystkich stron, straszył, przynaglał, ale wszystkie te usiłowania nie zdały się na nic, nie przyśpieszając podróży ani trochę. Przeciwnie, im dalej się posuwały ku północy, tem częściej odbywały narady i tem dłużej się sobie kłaniały. Kotik ze złości omal nie odgryzł sobie wspaniałych wąsów, ale musiał czekać. Pewnego dnia zauważył, że kierują się biegiem cieplejszego prądu i okoliczność ta wzbudziła w nim pewne uznanie dla ich inteligencji.
Nakoniec jednej nocy zanurzyły się, niby wielkie tłumoki, do warstw dolnych wody i po raz pierwszy od chwili spotkania zaczęły płynąć szybko. Kotik podążał za niemi uradowany wielce i zdumiony, że krowy morskie coś wogóle umieją. Po niejakim czasie, krowy okrążyły ogromną, sterczącą daleko w morze skałę, spuściły się jeszcze niżej i wpłynęły w szeroki podmorski tunel, otwierający swą paszczę u samego dna. Tunelem tym krowy płynęły bardzo długo, tak że Kotikowi zaczynało już braknąć powietrza w chwili, gdy tunel się skończył i krowy wydostały się na powierzchnię wody.
— Przysięgam na własną grzywę, że takiego nurka nie dałem jeszcze w życiu! — zawołał, parskając i sapiąc na otwartej przestrzeni po drugiej stronie skały — No, ale przynajmniej opłaciło mi się to.
Krowy morskie rozpierzchły się i zaczęły się paść, a Kotik objął upojonem spojrzeniem przecudne wy-