Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 190.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

za którym wlokło się olbrzymie jego cielsko. Mimo, że miotała nim żądza walki, przeraził się niemało, spoglądając na potężne rozmiary nieprzyjaciela. Nag wlazł cały, zwinął się, podniósł głowę i rozglądał się wokoło, a Riki śledził jarzące się jego oczy, przysłaniając starannie swoje.
— Jeśli zacznę z nim teraz walkę, — myślał — Nagina posłyszy zaraz i przyjdzie, zresztą na tej gładkiej podłodze będzie miał nade mną znaczną przewagę! Co tu robić?
Nag chwiał w prawo i lewo głową, po chwili zaś usłyszał Riki, że pije z wielkiego wiadra, służącego do napełniania wanny.
— Wszystko w porządku! — powiedział Nag — Trzeba się teraz zastanowić dobrze. Mężczyzna bił kijem karaita. Kij ten może mieć przy sobie teraz jeszcze. Ale nie będzie miał napewno kija, gdy przyjdzie się kąpać rano. Zaczekam więc na niego. Wiesz co, Nagino, zaczekam tu w chłodzie do rana... prawda, że tak będzie najlepiej?
Nie było odpowiedzi z zewnątrz, przeto Riki nabrał pewności, że Nagina już odpełzła z powrotem. Nag owinął się kilku skrętami dookoła wiadra i zastygł w bezruchu, a Riki skamieniał również, tłumiąc nawet oddech.
Dopiero po upływie dobrej godziny zaczął z niezmierną ostrożnością posuwać się w stronę wiadra.