Mały Tumai przebudził się pod promieniami księżyca, wysoko stojącego na niebie, bo nie zasłaniał go teraz olbrzymi wygięty grzbiet słonia. Przeciągnął się na trzeszczącej pościeli i spojrzał. Kala Nag stał ciągle z nastawionemi wachlarzami wielkich uszu i czekał na coś. Nagle przycichło wszystko, jakby świat zaparł oddech, a w dali niezmiernej, niby ukłucie szpilki w oponę nocy, niedosłyszalne niemal, rozległo się zawołanie słonia.
Wszystkie zwierzęta zerwały się natychmiast na nogi, jakby zahuczał strzał karabinowy, a przebudzeni nagle mahutowie wzięli się niezwłocznie do wbijania pali za pomocą wielkich, drewnianych młotów, obawiali się bowiem, że słonie mogą je wyrwać z ziemi. Potem umacniali powrozy, zaciskali węzły, a po dłuższym dopiero czasie wrócił spokój.
Jedno ze schwytanych zwierząt wyrwało niemal całkiem pal, przeto Gruby Tumai użył do skrępowania go łańcucha, zdjętego z nogi Kala Naga, zaś jemu założył na kostkę powrósło skręcone z sitowia. Nim odszedł, przykazał Kala Nagowi, by pamiętał, że jest mocno przywiązany, ale mądry słoń tym razem nie odpowiedział zwykłem krząkaniem, jak to czynił już setki razy w podobnych okolicznościach. Stał cicho, podniósłszy głowę i nastawiwszy uszy, wpatrywał się uważnie w zalane poświatą księżycową roztocze gór Garo.
Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 223.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.