Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 245.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pocóż zatem rozbijasz się po obozie, zamiast spać spokojnie, a w dzień nosić juki 39 pułku? — spytał muł.
— Miałem okropny sen! — usprawiedliwiał się wielbłąd — Ale cicho... coś idzie! Może trzeba znowu uciekać?
— Leż spokojnie, bo sobie połamiesz długie kikuty na tych oto armatach! — powiedział, potem zaś nastawił jedno ucho i począł nadsłuchiwać.
— To woły artyleryjskie! — powiedział po chwili — No, ładnego zamieszania musiałyście narobić wy, głupie wielbłądy, kiedy przestraszyły się nawet woły artylerji ciężkiej!
Usłyszałem brzęk wlokącego się po ziemi łańcucha i za chwilę wpadły dwa woły, a tuż za niemi, następując niemal na łańcuch, przybiegł drugi muł, kwicząc przeraźliwie:
— Billy! Billy!
Olbrzymie, siwe woły ciągną spokojnie wielkie działa na pozycje wówczas, gdy z powodu bliskości linji ognia nawet słonie odmawiają usług.
— To nasz rekrut! — rzekł stary muł do konia kawaleryjskiego. — Woła mnie! Chodźno tu, żółtodziobie, uspokój się i przestań kwiczeć. Ciemność nie pożarła jeszcze nikogo!
Woły pokładły się tuż przy sobie i zaczęły przeżuwać, a młody muł przytulił się do starego i powiedział: