Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 250.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ścieżynach skalnych i wdrapywać o całe setki metrów powyż wszystkich, a potem stać na cyplu, gdzie ledwo tyle miejsca, by pomieścić wszystkie cztery kopyta. To mi uciecha. Przytem każdy idzie sobie sam, a człowiek nie trzyma go za głowę. Stoimy spokojnie, dopóki nie zmontują dział, a potem patrzymy, jak ponad lasami i dolinami śmigają ze świstem kule podobne do ziaren maku.
— Czyż nigdy nie pośliźnie się który z was, lub nie potknie? — spytał koń.
— Powiadają, że gdy się muł potknie, można oberżnąć kurze ucho! — odparł Billy — Tylko źle dopasowane siodło, które się przekręci, lub źle rozłożony ciężar może narazić muła na utratę równowagi. Ale nie zdarza się to prawie nigdy. Przepyszne jest nasze zajęcie. I, wyobraź sobie, przez trzy lata nie mogłem pojąć, czego ludzie domagają się odemnie. Teraz już wiem. Cała sztuka w tem, by nie pokazywać się na tle nieba, bo wówczas sypią się zaraz kule z przeciwka. Pamiętaj sobie, żółtodziobie, że zawsze stawać tak należy, by skały były poza tobą, wówczas ci z przeciwka nie widzą ciebie. Warto dla celu tego nałożyć nawet kawał drogi. Ja, gdy idzie o taki spacer, prowadzę zawsze całą baterję.
— Jakto? Stać pod ogniem i nie rzucić się na przeciwnika! — zawołał koń — Nie! Tegobym nie potrafił. Pogalopowałbym, rozumie się, z Dickiem na grzbiecie!