Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 254.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

walą do was z ogromnych dział, a za wami trąbi Dwuogoniasty?
— Nie podoba nam się to wcale! — zawołały oba muły — Podobnie zresztą jak kładzenie się na ziemi, by poprzez nas strzelano, albo rzucanie się na tłumy, uzbrojone w noże. Jedyny sposób walki to wspinanie się po skałach z ładunkiem doskonale zrównoważonym, pod opieką zaufanego przewodnika, który nie krępuje w wyborze drogi... Wszystko inne, to głupstwo!
— Widocznie, — rzekł koń — nie wszyscy nadają się do tego samego, a ze słów twoich widzę, iż odzywają się w tobie instynkty ojca, który pono nie może zrozumieć wielu rzeczy...
— Wara ci od mego ojca! — wrzasnął muł, rozgniewany. Wiadomo, że ojcem muła jest osieł, przeto wzmianka ta doprowadziła go do pasji. — Ojciec mój pochodził ze znakomitego rodu, przybył z południa, a umiał uczyć rozumu każdego konia, któryby się ośmielił zastąpić mu drogę! Pamiętaj o tem, bezczelny brumby!
Koń wyścigowy, nazwany szkapą przez dorożkarską wywłokę, nie mógłby się czuć bardziej obrażonym, niż australijski rumak. Błysnął w ciemności białkami oczu i syknął przez zęby:
— Wiedz o tem, potomku osła malajskiego, że jestem synem słynnej Carbiny, pierwszej klaczy wyścigowej z toru w Melburn. To też nie zniosę ordynarnych