Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz koło południa odbył się wielki przegląd wojsk. Vixen i ja zajmowaliśmy wygodne stanowiska, niedaleko wicekróla i emira Afganistanu, ubranego w wysoki futrzany kołpak z ogromną, brylantową gwiazdą pośrodku. Gdy rewja się rozpoczęła, zabłysło słońce, a pułki, maszerujące jeden za drugim, wyglądały wspaniale. Płynęły szeregi, poruszały się zgodnym ruchem nogi, a pochylone pod jednym kątem karabiny rzucały snopy skier. Po piechocie ukazała się jazda, maszerując przy dźwięku marsza kawaleryjskiego Bonnie Dundee, a na ten odgłos Vixen, siedzący ze mną w powozie, nastawił uszu. Gdy nas mijał drugi eszelon ułanów, zobaczyliśmy australskiego rumaka z jedwabistym ogonem, ściągniętą pod piersi głową, jednym uchem wstecz, a drugiem wprzód skierowanem. Prowadził on rzeczywiście cały eszelon, a tak zgrabnie przebierał nogami, iż zdawało się, jakoby tańczył walca. Po konnicy szły ciężkie armaty. Ujrzałem Dwuogoniastego, ciągnącego wraz z dwoma towarzyszami ogromną kolubrynę oblężniczą, za nim zaś kroczyło dwadzieścia par wołów w jarzmach. Siódma para miała nowe jarzmo i posuwała się krokiem niepewnym, wyrażającym znużenie. Na końcu zjawiły się działa górskie, muł Billy miał na sobie wyczyszczoną, połyskującą uprzęż, a z miny jego zdawało się, że dowodzi całą armją. Sam jeden dałem mu brawo, ale Billy był zbyt służbisty, by się oglądać.