i jęły walić w grzmiący bęben plemienia, i zwołały bębnieniem wszystkich naczelników plemienia Tegumaiów wraz z ich orszakiem, wodzami podrzędniejszymi, służbą i niewolnikami; zbiegli się także wróżbiści, czarownicy, bonzowie i inni, i uradzili, że obcy człowiek, zanim mu utną głowę, musi ich zaprowadzić nad rzekę i pokazać, gdzie ukrył biedną Taffy.
Ale wtedy obcy człowiek, aczkolwiek był Tewarą, rozgniewał się troszeczkę. Przedpotopowe damy pozlepiały mu włosy błotem; taczały go po chropawych kamyczkach; wszystkie sześć siedziały na nim w jednym rzędzie, biły go i kułakowały, że ledwo dyszał, a aczkolwiek ich języka nie rozumiał, to przecież był prawie pewien, że damy te obsypały go przezwiskami, nie uchodzącemi w dobrem towarzystwie.
Mimo to nie rzekł ani słowa, dopóki nie zebrało się całe plemię Tegumaia. Potem wstał i zaprowadził wszystkich na brzeg rzeki Wagai, gdzie siedziała Taffy i wiła wianuszki ze stokrotek, a Tegumai nadziewał właśnie małego karpia na swój naprawiony oścień.
Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/114
Ta strona została przepisana.