Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/14

Ta strona została przepisana.

Następnego wieczora nażęła kobieta na mokrych łąkach dużo wiązek świeżej, zielonej trawy i ususzyła ją przy ogniu, aż zapachniało dokoła świeżo skoszonem sianem; i siedziała u wejścia do jaskini, splatała uzdę ze skóry końskiej, i wpatrywała się w wielką, szeroką łopatkę baranią — i czyniła czary. Czyniła drugi na świecie czar śpiewu.
Opodal w dzikich lasach wszystkie dzikie zwierzęta dziwowały się, co się stało z dzikim psem, aż wreszcie dziki koń tupnął swem dzikiem kopytem i rzekł:
— Pójdę i zobaczę i opowiem, dlaczego dziki pies nie wrócił. Kocie, chodź ze mną!
— Nie, nie! — odparł kot. — Jam jest kot, który sam chadza na przechadzkę i wcale o to nie dba — gdzie! Nie pójdę z tobą!
Lecz mimo to poszedł chyłkiem pocichu za dzikim koniem i skrył się w miejscu, skąd mógł wszystko słyszeć.
Gdy kobieta usłyszała stąpanie dzikiego konia, potykającego się na swej długiej grzywie, zaśmiała się i rzekła:
— Oto jest drugi. Dziki zwierzu z dzikich lasów, czego chcesz?
Dziki koń odezwał się: