— Mój tata dał mi klapsa i moja mama dała mi klapsa, i wszystkie moje ciocie i wujaszkowie dali mi klapsa za moją nienasyconą ciekawość, a jednak chciałbym wiedzieć, co krokodyl jada na obiad?
Na to ptak kolokolo wrzasnął chrapliwie:
— Idź nad brzeg szaro-zielonej, mulistej rzeki Limpopo, otoczonej dokoła drzewami, ziejącemi zgniłą gorączką, i zobacz sam.
Zaraz następnego poranka, gdy zrównania dnia z nocą nie było już ani śladu, ten malutki, nienasycony słoń wziął sto funtów bananów (z gatunku czerwonych i krótkich) i sto funtów trzciny cukrowej (z gatunku długiej, purpurowej) i siedemnaście melonów (z gatunku zielonych, chrzęszczących) i rzekł wszystkim swoim miłym krewnym:
— Bądźcie zdrowi! Idę nad wielką, szaro-zieloną, mulistą rzekę Limpopo, otoczoną dokoła drzewami, ziejącemi zgniłą gorączką, aby zobaczyć, co krokodyl jada na obiad.
A oni wszyscy jeszcze raz dali mu
Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/50
Ta strona została przepisana.