cek i piekł go dopóty, aż placek stał się brunatnym i nabrał wspaniałego zapachu.
Gdy już miał zabrać się do jedzenia, z głębi najzupełniej niezamieszkałego lądu nadszedł na wybrzeże nosorożec, z rogiem na nosie, z parą świńskich oczu i zupełną nieznajomością zwyczajów towarzyskich.
W owych czasach skóra nosorożca przylegała do jego kształtów zupełnie dokładnie. Nigdzie nie było na niej fałdów. Wyglądał całkiem tak, jak nosorożec z Arki Noego, tylko oczywiście był o wiele większy. Był podówczas źle wychowany i teraz także jest źle wychowany i zawsze będzie źle wychowany.
I rzekł: — Hau! — A Pers zostawił swój placek i wdrapał się na palmę, nie mając nic prócz swego kapelusza, od którego promienie słoneczne odbijały się z więcej niż wschodnim przepychem.
Nosorożec przewrócił swym nosem maszynkę naftową, i placek spadł w piasek, a on wbił placek na róg swego nosa i pożarł go i odszedł sobie precz, wywijając ogonem, i powrócił w głąb pustego, najzu-