— Ale jaką? — zapytał lampart.
— No, oczywiście, maść twej skóry.
— A cóż to pomoże?
— Przypomnij sobie żyrafę — rzekł na to Murzyn — a jeżeli wolisz prążki, to pomyśl o zebrze. Im bardzo wygodnie z ich plamami i prążkami.
— Umm! — mruknął lampart — za nic nie chciałbym wyglądać, jak zebra.
— Nic nie mam przeciw temu — odezwał się Murzyn — ale się namyśl. Nie mam ochoty polować bez ciebie, ale będę musiał to uczynić, jeżeli będziesz upierał się przy tem, aby wyglądać jak słonecznik na płocie, posmarowanym dziegciem.
— No, to się zgadzam na plamy — rzekł lampart — ale żeby nie były ordynarnie duże. Za nic w świecie nie chciałbym wyglądać, jak żyrafa.
— Zrobię ci je końcami palców — odpowiedział Murzyn. — Mam jeszcze dość czernidła na skórze. Stań tutaj!
Potem złożył razem końce pięciu palców (a jeszcze miał dość czernidła na swej nowej skórze) i raz po razu dotykał niemi lamparta. A gdzie się dotknął końcami
Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/97
Ta strona została przepisana.