Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

oddalała się z domu, pobłażałam, ale wkońcu przykro mi było, bom ją o płochość posądzić musiała.
Spadła w oczach moich, wszakże nie chciałam się jej okazać surową... Hipja, współzawodnica jej i nieprzyjaciółka, donosiła mi o częstych nocnych nawet wycieczkach — kazałam milczeć Hipji.
Jużem do niej serce traciła i z litością poglądałam na nieszczęśliwą, gdy to widowisko chrześcijan tak mnie całą poruszyło, że powróciwszy do domu, o niem i o niem tylko mówiłam prawie ze łzami. Nie dostrzegłam nawet, że Ruta mnie podsłuchiwała.
Nazajutrz, gdym siedziała zamyślona, Ruta wsunęła się pocichu i uklękła przede mną.
Miała jakieś łzawe oczy i twarz niezwykłym zarumienioną blaskiem. Nikogo nie było z nami. Odsłoniła szaty i w rękach ukazała mi taki sam kawałek drzewa związanego na krzyż, jaki widziałam u chrześcijan, idących na męczeństwo. Poruszyłam się i wstrząsnęłam cała.
— Ruto — rzekłam — co to ma znaczyć?
— O, dobra pani moja — odpowiedziała mi — widzisz i ja jestem... chrześcijanką!
Jakkolwiek ciekawą byłam tajemnicy, na te słowa przyszły mi na pamięć szkarady, które powszechnie o nich opowiadają, i cofnęłam się od niej prawie przerażona.
Ruta zbladła i zamilkła, zdawało się, że ją wielki przestrach ogarnął; schyliła głowę i szepnęła:
— Jeżelim winna, ukarz mnie; ale daruj mi tyle życia, bym ciebie w nauce żywota wiecznego oświecić