— To dobrze — rzekła — należysz do moich przyjaciół a do wrogów tej potwory...
Potem zaczęła mnie oprowadzać po domu, dziecinnie dosyć ukazując jego piękności, posągi greckie, brązy, naczynia, fontanny, obrazy, mozaiki i cały przepych, który ją otaczał.
Z najpoważniejszej mowy przechodziła tak do płochych żartów, ze śmiechu do filipiki[1] wymownej, od łez do zjadliwej ironji.
Ze wszystkiem było jej dziwnie do twarzy, bo wielką energję ducha łączyła z sercem na podziw niewieściem, litościwem i dobroczynnem. Przyznaję ci się, że chwilę spędziłem tu w towarzystwie Pizona i Flawjusza, bardzo miłą; a czarne oczy Epicharis świeciły się ogniem ożywczym; ale gdym wyszedł z tego domu, znowu mnie ogarnęła tęsknota. I ta kobieta nie zaspokajała mnie, zajmowała, ale przerażała razem. Nie była ona tą cichą niewiastą, kapłanką domowego ogniska jaką, myśląc o Sabinie, w sercu mem wypielęgnowałem. — Mogła być przyjaciółką w młodości, ulubienicą kilku godzin, ale nie życia towarzyszką, roznamiętnić potrafiła, lecz nie umiała ani się do człowieka stale sama, ani człowieka do siebie trwale przywiązać. Oddaję wszakże sprawiedliwość Epicharis, że pewna uczuć jej szlachetność wzbudziła we mnie poszanowanie.
Wiedzą wszyscy, że gdy ukochała była niegodnego
- ↑ Filipika — mowa Demostenesa, w której walczy z Filipem królem macedońskim. Wogóle przemówienie gwałtowne, wojownicze.