Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

szczono mnie, prawie zawstydzony wszedłem do tego domu, który mi tak był miłym, a tak niedostępnym.
O! Kajusie drogi, potrzeba być niewiastą, aby tak odegrać czułość, smutek, przyjaźń, z jaką ona zdawała się mnie witać. Patrzyła na mnie bacznie, jakby mi chciała coś powiedzieć, tłumaczyć się z czegoś, i nie śmiała. Spytałem ją mimowoli, kędy była. kładąc palec na ustach, zarumieniła się i po chwili odrzekła.
— Juliuszu, wierz mi, posądzasz niewinną, ale ci się wytłumaczyć nie mogę. Jest tajemnica między nami, wyznaję, choć wstydzić się jej nie mam powodu. Spójrzyj mi w oczy, powiedz, czytaszże w nich świadectwo występku i upodlenia, lub masz mnie za tak zepsutą, że i niewinność udawać umiem?
W istocie piękniejszą, czyściejszą wydała mi się niż kiedykolwiek, oczy jej jaśniały jakimś ogniem nieziemskim. Zdała mi się znowu jedną z tych bogiń, które przyoblekają na chwilę ludzkie ciało, aby śmiertelników uwodzić. Byłem przed nią upokorzony prawie, żem ją śmiał podejrzywać.
— Czekaj — dodała — ufaj mi, bądź spokojnym, a wszystko się wyjaśni.
Po krótkiej chwili pożegnała mnie z widocznym jakimś niepokojem, Ruta bowiem przybiegła jej coś oznajmić na ucho. Poruszyły się obie, wyprawiono mnie co rychlej, a syryjskie dziewczę wybiegłszy do prothyrum za mną, szepnęła, że jakichś dwóch nieznajomych mężczyzn wpuszczano właśnie tylnemi drzwiami do ogrodu.
Wyszedłszy dopiero tak bezwstydnie odprawiony, poczułem, jak byłem słaby i oszukany, oburzyłem się