Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

wróciłem do domu Celsusa, aby dostać konia i natychmiast ku niej pośpieszyć.
Afer najął mi celesa[1] i chciał towarzyszyć koniecznie, alem tylko miecz przypasawszy, sam ruszył, aby niewolnicy nawet nie domyślali się, dokąd jadę i poco.
Ponad całą tą drogą otoczoną mauzoleami, monumentami, konditorjami, piramidami i poliandrjami[2] wszelkiego rodzaju, znalazłem tłumy ludu; wszystkie izby grobowe pootwierane były i służyły za schronienie bogatszym i ubogim rodzinom.
Znałem dobrze grobowiec Marcjów, bośmy nieraz w izbach jego bywaliśmy z Sabiną, służyły one nam dawniej na wieczorne biesiady i przyjacielskie rozmowy rodziny, ale wcale nie były wygodne na stałe mieszkanie, przeznaczone będąc na krótki pobyt, nie na stałe w nich życie. Oprócz izby podziemnej, w której stały sarkofagi i urny, było kilka na górze, dosyć nawet wykwintnych.
Mały ogródek i cyprysów kilka otaczały skromny monument, nad którego drzwiami Kwintus Marcjusz wypisać kazał:

SIBI ET CONJUGI
ET LIBERIS ET LIBERTIS...[3]


  1. Celes — tu zn. koń pod siodło.
  2. Poliandria — wspólne grobowce albo cmentarze.
  3. Sobie i żonie i dzieciom i wyzwoleńcom.