Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

Usłyszawszy te słowa, z najwyższą pogardą i oburzeniem cofnęłam się od niego.
— Podłym jesteś! — zawołałam — Gdybym ja takiemu nikczemnemu postrachowi uległa, stałabym się również jak ty podłą... Nie lękam się ani więzienia, ani męczarni, ani śmierci.
Leljusz przeląkł się siły, z jaką rzuciłam mu w oczy wyrazami temi, ale złość w nim jeszcze kipiała.
— Nieugiętą jesteś — zawołał — miałażbyś istotnie być chrześcijanką?
Milczałam przez chwilę, sumienie moje i nauka wyprzeć się wiary nie dopuszczały, a słowo jedno oddawało mnie na pastwę niegodziwemu prześladowcy. Wyznaję, że pierwszy raz w życiu wystawiona na tak ciężką próbę, zadrżałam w duszy.
Leljusz spostrzegł, jak się zdaje, niepewność tę, obawę jakąś, wahanie i powtórzył natarczywie:
— Jesteś więc chrześcijanką?
Spojrzałam na kolebkę dziecięcia, serce mi biło, czułam jak łzy gorące spływały mi po twarzy. Paulus mój mały, napół rozbudzony rozmową, otwierał oczy i ręce swe ku mnie wyciągał, nie wiedząc, że miłością macierzyńską kusi mnie do odstąpienia Boga.
Ale w tej chwili niepewności straszliwej, w której stałam na krawędzi pomiędzy dwoma światami, poczułam jakby jasność i siłę z niebios spływającą na mnie. Serce uderzyło mi nie pokorą ale dumą chrześcijanki, córki prawdziwego Boga.
— Tak! jestem chrześcijanką! — zawołałam, mierząc go wzrokiem piorunującym. — Oto masz, Leljuszu, ten oręż,