Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

któregoś pożądał, masz broń donosiciela, miecz, co mi życie odebrać może.
Jestem chrześcijanką i nie zaprę się tego, chlubię się tem przed tobą... wyznam to, ciągniona na stos i męczeństwo... Ale powiedz mi — dodałam — kim ty jesteś? ty, co dla nasycenia namiętności nikczemnej, dla zemsty poświęcasz sumienie, szlachetność, poczciwość?
We mnie przed chwilą odbywała się walka ciężka; teraz na Leljusza twarzy ujrzałam drugą podobną. Reszta uczciwych uczuć jego serca biła się z zepsuciem w nie wszczepionem; widziałam, jak się wahał, słabł, jak błąkał się w niepewności, co począć, i przeraziłam się prawie, gdy ten przed chwilą dumny, złośliwy ulubieniec Nerona padł przede mną, składając ręce, zmieszany, przelękły, jakby piorunem rażony.
Oczy moje patrzały, a dusza wierzyć nie chciała.
— Przebacz mi — rzekł stłumionym głosem — byłem szalony, byłem zbrodniarzem... tyś wielką, tyś niezłomną, tyś jest uwielbienia godną, jam nikczemny! Bóg twój dał ci siłę zwycięską.
— Wstań — rzekłam — Leljuszu, ten Bóg, boś dobrze powiedział, dać może tobie tę samą siłę i potęgę; możecie oczyścić się i stać nowym człowiekiem...
— Nie — odparł smutnie Leljusz, którego siły się wyczerpały — ja sam czuję się skalanym, spodlonym, nic mnie już podźwignąć nie potrafi. Szał rozpaczy gnał mnie do takich jak dzisiejsze zamysłów i kroków, otoczony byłem widokami, które mnie podżegały... przebacz ty mi, Sabino!