Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

A po chwili, spoglądając na mnie, jakby z obawą jakąś, zapytał.
— Prawdaż to, że ty jesteś chrześcijanką? być to może?
— Jestem nią w istocie — odpowiedziałam śmielsza — i dlatego ani męczarnie, ani śmierć, strasznemi dla mnie nie są. Wiara moja daje mi tę siłę.
Z dziecinną prostotą zabobonnego człowieka zapytał strwożony:
— Powiedz mi, kapłani więc wasi mają tajemnicę napoju, który w was wlewa to męstwo.
Uśmiechnęłam się mimowoli.
— Tak jest w istocie — rzekłam — ale napój ten święty tym tylko wlewa siły, co wierzą w naszego Boga, a zabija i truje niewiernych. Z jednego kielicha piją śmierć jedni, drudzy życie nieśmiertelne...
Umilkł, patrząc wciąż na mnie z jakąś trwogą.
— Więc ty nie boisz się umrzeć? — zapytał.
— Dlaczegóżbym się miała lękać śmierci, która po życiu nędznem i znikomem otworzy mi wieczne życie? My zmartwychwstaniemy na drugim, lepszym świecie...
Zamyślił się i stał się pokornym i jakby innym wcale człowiekiem.
— Gdzież wiary tej nauczyć się można? gdzie dostać tego napoju? — zapytał.
— Leljuszu — rzekłam — nie jest ta wiara tajemnicą, nauczy cię jej chętnie każdy chrześcijanin, a jest ich już wielu między Rzymianami. Ale przysposób duszę choćby nauką pogańskiej mądrości a dobrze uczynisz.