Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko to Celsus mi opowiedział pierwszy, potwierdzili inni, znano bowiem dzikiego Rupasa. Noc przeszła nam bezsennie; rano zdawszy dziecię na opiekę Celsusa, sam postanowiłem udać się do wyzwoleńca. Sądząc, że najlepiej uczynię, gdy mu stan mój i znaczenie ukażę, najpiękniejszą lektykę, najdorodniejszych i dobrze odzianych wziąłem niewolników, suknie najkosztowniejsze. Rano jeszcze było, gdym przed domem jego stanął, ledwiem się mógł do drzwi dostukać.
Nie ostjarjusz, ale on sam mi je nareszcie otworzył, licho, brudno i prawie po niewolniczemu odziany. Przez uchylone drzwi popatrzał oczyma czerwonemi na lektykę, na ludzi, zmierzył mnie potem wzrokiem pogardy pełnym i złości, chciał już napowrót drzwi zatrzasnąć, gdym go, o ile mogłem najgrzeczniej pozdrowiwszy, zatrzymał, prosząc o kilka słów rozmowy.
— Mówmy w progu — rzekł urągająco — nie miałbym gdzie, na Mitrę, tak dostojnego przyjąć gościa, a i czasu na próżne słowa mi braknie.
— Jestem — odezwałem się — Juljusz Flawjusz — brat Sabiny Marcji.
— A! — roześmiał się oprawca — więc może i Flawjusza Scevinusa i Subrjusza Flawjusza...
Oba, jak wiesz, zapłacili głowami za spisek Pizona, Rupas mi to w oczy rzucał umyślnie.
— Nie jestem ich bratem, ale byłem krewnym — rzekłem. — Wiecie zapewne, że dla krwi patrycjuszów Cezar nakazuje względy; przychodzę żądać od was, abyście...
Wtem mi, sycząc, przerwał.
— Co wy mi tam mówicie o krwi, o rodzie pa-