Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

wiony, Celsus postarał się być rozmowie przytomnym; od niego więc uwiadomiony byłem, jak się odbyła. Gdy z więzienia wyciągniętego przyprowadzono owego wytwornisia, w zbrukanej odzieży, wybladłego, Cezar długo mu się z jakąś dziwną ciekawością przyglądał milczący. Chodził naokoło i ramiony podrzucał, trąc brodę rudą.
— Cóż to się z tobą stało, Leljuszu? — spytał naostatek — czyś ty oszalał, czy cię ta jakaś miłość w te kloaki zawiodła? To być nie może, żebyś ty chrześcijaninem został!
— Jestem nim, Cezarze — odparł Leljusz spokojnie — a do tego mnie zawiodła nie miłość kobiety, ale miłość prawdy...
Neron pomilczał trochę.
— A wiesz ty, że chrześcijanie wszyscy umrzeć muszą?
— Wiem Cezarze, ale i ty umrzesz także — rzekł Leljusz.
— Co śmiałeś wyrzec?
— Nie jesteś nieśmiertelnym... dłużej czy krócej kto żyje, śmierć przychodzi zawsze.
— A ty nie lękaszże się śmierci? — zapytał Neron.
— Nie...
Cezar popatrzył znowu na niego z podziwieniem i trwogą zabobonną, potem zbliżył się, jakby litując.
— Leljuszu — odezwał się — byłeś mi niegdyś wielce miłym... porzućże to bezbożne szaleństwo — weźmij czarę i libacją przebłagaj Jowisza mściciela, każę cię puścić wolno.
— Cezarze — odpowiedział nawrócony — bóg