Strona:PL Rzym za Nerona (Kraszewski).djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

całe życie oczom mym i sercu będzie przytomnym!... Rutilja wwiodła mnie w najciemniejszy kąt smrodliwego, wilgotnego domu. Sabina nie siedziała wprawdzie w jamie takiej, do której niewolników przez okno rzucano, ale w lochu nad nią okropniejszym może jeszcze. Schodziło się doń po schodach ciasnych, wykutych w starym murze, w których nie wiem jak pomieścić się mogłem... powietrze zgniłe i zatęchłe, im niżej spuszczaliśmy się, tem bardziej dusiło pierś moją.
Idąc przodem, Rutilja niosła lampę... w jej blasku, bo światła i okna nie było tu żadnego, ujrzałem w głębi nieszczęśliwą niewiastę w otworze wąskim, opartą o mur otaczający głową, i jakby napół uśpioną. Otwór ten, paszcza raczej, zowiąca się więzieniem, była tak szczupła, że się w niej ani położyć, ani nawet usiąść nie było podobna. Więzień stać musiał oparty, zgięty, złamany, dniem i nocą, bez światła, bez powietrza, bez garści słomy, którą nawet zwierzętom podścielają.
Słysząc szelest, Sabina otwarła oczy; była jeszcze napół uśpioną, a sądząc, że ją już na stracenie wieść mają, wyrzekła głosem cichym:
— Jestem gotową...
Na ohydnej, zwiędłej i pokrzywionej twarzy Rutilji dostrzegłem uśmiech szyderski. Wtem blade światło padło na mnie, Sabina poznała, domyśliła się może i zadrżała.
— A Paulus mój? — spytała — składając ręce.
— Paulus jest bezpiecznym — odpowiedziałem — bądź o niego spokojną.
— Juljuszu — rzekła po grecku, nie chcąc być zro-