goszczą. Sabina Marcja przyjęła wiarę obcą, do Rzymu przywiezioną z Judei; za jej przykładem poszedł Juljusz Flawjusz: ona też pierwsza ofiarą padła, on z innych powodów później.
O wierze tej, którą chrześcijańską zowią, coś wiedzieć musisz, ja niewiele; sądząc z uczynków ludzi, którzy ją wyznają, milczę. Nigdyśmy my Grecy obcym bogom gościnności u siebie nie odmawiali: theoxenia[1] nietylko w Delfach obchodzona, ale powszechnie u nas była przyjęta; Rzym, który nigdy nic nowego, oprócz szermierstwa i okrucieństwa, nie wymyślił, od nas ją także naśladował. Patrzono też zrazu na przybysza z Judei jak i na innych bogów gościnnych, dopóki się nie przekonano, że w świątyni, do której On wszedł, już żaden inny postać nie mógł.
Za czasów Hezjodowych w Grecji naszej liczono już trzydzieści tysięcy bogów; od tej pory przybyło ich jeszcze, bo się rodzili nowi, a starzy umierać nie chcieli; więc ta mnogość, obawiając się wygnania, wrzawy ogromnej narobić musiała. Gdzież tu się schronić i kędy pomieścić, a jak z boga spaść na prostą marę bez ciała, siły, imienia i ołtarza?
Wiarę więc nową prześladować musiano, bo się obok innych mieścić i żyć z niemi w zgodzie nie chciała. Ale ta, im więcej prześladowana, tem mocniej ku sobie pociągała. Wiesz, Zenonie, iż zakazane rzeczy zawsze ludziom są najmilsze, najchciwiej lecą za niemi — stary
- ↑ Gościnność dla bogów.