Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/121

Ta strona została uwierzytelniona.

powtarzając z szatańskiem szyderstwem zdania z mojego listu.
— Czy uznajesz mnie w tej chwili za okrutną i nielitościwą, czy też zaczynam być ordynarną? I cóż? Kochasz mnie jeszcze, czy nienawidzisz i zupełnie mną pogardzasz? Oto jest bat — podała go Grekowi, który zbliżył się do mnie szybko.
— Ani się pan waż! — zawołałem drżąc z oburzenia, — od pana nie ścierpię niczego!
— Zdaje się tak panu zapewne dlatego, ponieważ nie mam na sobie futra, — odparł Grek, uśmiechając się złośliwie i wziął z łóżka swe krótkie sobolowe futerko.
— Jesteś pan wyborny! — zawołała Wanda; pocałowała go i pomogła mu się ubrać w futerko.
— Czy rzeczywiście wolno mi go bić? — zapytał.
— Proszę z nim zrobić wszystko, co się tylko panu podoba — odpowiedziała.
— Bestye! — krzyknąłem oburzony.
Grek wlepił we mnie swe zimne, tygrysie oczy i próbował bata, a kiedy wymachiwał nim w powietrzu, nabrzmiały w nim muszkuły tak, że wydawał mi się olbrzymem. Ja byłem związany jak Marsyas i musiałem patrzeć, jak Apollo zabiera się obedrzeć mię ze skóry.
Wzrok mój błądził w koło po całym pokoju, zatrzymał się wreszcie na dywanie, gdzie było uwidocznione jak siedział Samson u nóg Dalili, oślepiony przez Filistynów.
W tej chwili wydawał mi się ten obraz symbolem wiecznej miłości mężczyzny do kobiety. — Każdy z nas jest w końcu Samsonem — myślałem — i może doznawać od kobiety, którą kocha rozkoszy lub cierpień, zarówno wtedy gdy nosi ona sukienny żakiecik, czy też futro sobolowe.
— Teraz proszę się przypatrywać tresurze — zawołał Grek, szczerząc zęby, a oblicze jego przybrało wyraz krwiożerczy.
I począł mię bić tak strasznie, tak nielitościwie, że pod każdem uderzeniem drżałem z bólu na całem ciele, a łzy płynęły mi po policzkach. Wanda leżała na otomanie w swojem futerku i podparłszy się na ramionach, przypatrywała z okrutną ciekawością, śmiejąc się przytem wesoło.