Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Jesteśmy prawie ciągle razem. Ja i Wenus. Rano spożywamy razem śniadanie w mojej altanie, wieczorem herbatę w jej salonie. Mam sposobność rozdrobnienia już i bez tego drobnych moich talentów. Miałem się kształcić tyle lat w kierunku wiedzy i sztuki po to, żeby teraz nie być w stanie podbić serca kobiety...
Kobieta ta jednak imponuje mi ogromnie... Dziś próbowałem ją odrysować i pomyślałem sobie w duchu, jak niefortunną jest dzisiejsza toaleta do tej kameońskiej głowy... Ma ona w budowie rysów mniej rzymskich, a więcej greckich cech.
Mógłbym ją malować jako Psyche albo jako Astarte i stosownie do tego uchwycić wyraz jej oczu marzycielski, melancholijny, lub też przyćmiony, wpółzagasły; ale ona sobie życzy, aby to był wierny portret.
Będę ją więc malował i dam jej futro gronostojowe. Jeżeli bowiem komu należy się płaszcz królewski, to chyba jej.


∗                    ∗

Wczoraj wieczorem czytałem jej elegie rzymskie, poczem odłożyłem książkę i zadeklamowałem coś z pamięci. Wydawało mi się, że była zadowolona, bo nawet śledziła każde poruszenie moich ust. Pierś jej podnosiła się bardzo szybko. Może się myliłem...
Krople deszczowe uderzały melancholijnie o szyby, na kominku łopotał ogień, smutno, jak w zimie. Było mi bardzo błogo i zacisznie u niej. Na chwilę nawet straciłem poczucie respektu dla pięknej kobiety i począłem całować jej ręce. Nie broniła.
Potem usiadłem u jej podnóżka i czytałem wiersz, napisany do niej:

„A więc przed tobą w pokorze uklęknę
I patrzeć będę w oczy twoje piękne,
Jako niewolnik, — niech się, co chce stanie.
Bierz mnie, ujarzmij, kobieto-szatanie!“

Dalej! — Wówczas naprawdę napisałem po raz pierwszy więcej, niż jedną strofę; niestety, na życzenie jej wręczyłem jej rękopis, nie pozostawiając sobie nawet brulionu.