Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

wało mi się, że oczy jej błysły zielonym złowrogim blaskiem — jak u tygrysa. Wystarczyło to zupełnie, aby mnie oszołomić. Rzuciłem się jej w objęcia, szepcąc:
— Tak, pani wzbudziła we mnie długo drzemiącą namiętność...
Objęła mnie za szyję i odpowiedziała półszeptem:
— A więc mam być ową wymarzoną bohaterką...
— I właścicielką swego niewolnika, który panią kocha do szaleństwa.
— Która za to będzie pana dręczyć nielitościwie...
— Chociażby mnie kazała wiązać, chłostać, deptać po mnie... wszystko jedno...
— I zdradzać pana, dla innego mieć pieszczoty — dla pana tylko chłoszczącą rękę... Podoba się to panu?
Przeląkłem się okropnie.
— Pani zaczyna mi imponować...
— My, kobiety posiadamy talent w wynajdywaniu męczarni dla mężczyzn i niech się pan strzeże, aby marzenia jego istotnie nie stały się rzeczywistością, żeby kobieta naprawdę nie uczyniła z pana największego nieszczęśliwca pod słońcem.
— Jestem zdecydowany. Ideał swój widzę obecnie przed sobą, dotykam go rękoma i oczekuję rozkoszy, jakie mi każdej chwili gotowa zadać...
— Jakto? To miałabym być ja? — krzyknęła Wanda, zrywając się. — Czyś pan oszalał?
Poczęła biegać po pokoju i śmiać się tak złośliwie i szyderczo, że uciekłem natychmiast, omal nóg sobie na schodach nie połamawszy. Śmiech jej dolatywał moich uszu aż na dół, aż do mego mieszkania.


∗                    ∗

— A zatem obstaje pan jeszcze przy tem, abym była ucieleśnionym pańskim ideałem — pytała mnie Wanda, gdyśmy się spotkali następnego dnia w parku.
Z początku nie mogłem się zdobyć na żadną odpowiedź, walcząc z samym sobą ogromnie. Ona tymczasem usiadła na kamiennej ławce i bawiąc się zerwanym kwiakiem, powtórzyła:
— A więc?
Ukląkłem przy niej i ująłem jej ręce.
— Błagam panią na wszystkie świętości, aby ze-