— Powiedz mi, jak się to wszystko skończy? — zapytałem, dość jeszcze onieśmielony.
— Co? A jakżeby się miało skończyć to, co się jeszcze nie zaczęło wcale — odparła, wybuchając głośnym śmiechem.
— Jesteś więcej złośliwa, niż się tego spodziewałem — odpowiedziałem urażony.
— Sewerynie — ozwała się zupełnie poważnie, — nie uczyniłam jeszcze niczego, ale to dosłownie niczego, a ty już nazywasz mnie złośliwą. A co to będzie, gdy wedle twoich życzeń stanę się taką, jaką mnie chcesz mieć, jeżeli chcę żyć swobodnie i wesoło i mieć cały zastęp nadskakujących wielbicieli, a dla ciebie tylko bat i kopnięcia?...
— Bierzesz moje fantazye zanadto seryo.
— Zanadto seryo? — powtórzyła. — O, nie myśl, że się będę bawiła w ciuciubabkę; wiesz przecie, że nie znoszę komedyi. Chciałeś zresztą tak sam, a nie ja, nieprawdaż? Ty sam doprowadziłeś mię do tego, że się stałam taką, jaką chciałeś mnie mieć... no i teraz już przepadło.
— Proszę cię, moja kochana, mówmy zupełnie spokojnie. Nie o to przecie idzie, co ty masz na myśli, ale zupełnie o co innego. Jesteśmy przecie oboje szczęśliwi bez granic i możemy być takiemi na zawsze. Czyż tedy dla chwilowego kaprysu warto poświęcać całą naszą przyszłość?
— To nie jest kaprys.
— Więc co?
— Ach, lepiej nie pytaj. Być może, że byłabym kobietą uczciwą, łagodną, dobrą, poważną, kochającą i wierną, ale ty wypaczyłeś moje uczucia, mój charakter; wzbudziłeś we mnie żądze, o których nigdy nie miałam pojęcia; żądze te opanowały mnie, ubezwładniły mą wolę, przeistoczyły mnie w zupełności... I ty chciałbyś teraz aby to wszystko było nieprawdą, abym się stała tem, czem byłam pierwej? Zapóźno mój kochany!...
— Ależ, moja najdroższa, uspokój się — przerwałem, całując ją, jakbym ją chciał tem przeprosić.
— Daj mi spokój!... Nie jesteś wcale mężczyzną.
— A ty?
— No, ja, ja jestem kapryśna, uparta... wiesz o tem
Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/60
Ta strona została uwierzytelniona.