Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/10

Ta strona została skorygowana.
II.

Wypowiedziałem więc wszystko, cokolwiek mogło się odnosić do wyświecenia mojego położenia w tym domu, chcąc zarazem wytłumaczyć, dla czego bez oporu przyjąłem to służbowe stanowisko nie mając w usposobieniu mem serwilizmu.
W chwili przyjęcia mego obowiązku u pana hrabiego Alberta de Flamarande, miał tenże lat trzydzieści pięć, a ja byłem rokiem starszy od niego. Powierzchowność jego chociaż pełna dystynkcji, traciła wiele skutkiem chorobliwego wyglądania. Wynagradzał mu to jednak przeszło trzymiljonowy majątek i... żona niezrównanej piękności. Panna Rolanda de Rolmont miała zaledwie lat szesnaście i pięć kroć sto tysięcy posagu. Mówiono, że się pobrali z miłości. Hrabia był namiętnie zazdrośny. Winienem szczerze wszystko o nim powiedzieć: Nie znałem człowieka bardziej podejrzliwego. To też komu się udało pozyskać jego zaufanie, mógł się czuć tak szczęśliwym, że z zazdrością czuwał nad zachowaniem sobie wyłącznie tego skarbu.
Gdy hrabia przedstawił mnie swojej małżonce, pierwszy raz miałem sposobność zbadać podejrzliwy jego charakter.
Przyznaję, że nie widziałem w życiu piękniejszej osoby: wysmukła i wdzięcznych kształtów, o dziecięcej rączce i nóżce, regularnych rysach, prześlicznych włosach, miała głos harmonijny i pieszczotliwy, uśmiech anielski, spojrzenie słodkie a śmiałe zarazem.
Objąłem jednym rzutem oka cały ten wdzięk jej postaci, nie zdradzając jednak silnego wrażenia, jakie odniosłem. Wiedziałem, że najlżejsze pomięszanie nie uszłoby jego przenikliwego spojrzenia i że przed upływem godziny mógłbym być za drzwi wyrzuconym. Z wytrawnym spokojem zniosłem tę podwójną