dalece uległa wpływowi tych baśni, że pojechała do Orleanu poradzić się jasnowidzącej.
Jasnowidząca powiedziała pani, że widzi dziecko umarłe przed trzema dniami, leżące w przegniłej trawie jakiegoś jeziora, którego nazwać nie umie. Magnetyzer spytał jasnowidzącej, czy widzi dziecko umarłe przed trzema dniami, czy może się pomyliła chcąc powiedzieć przed trzema laty, ale odpowiedziała, że nic już więcej nie widzi. — Trzebaby jej włożyć do rąk jakiś przedmiot, który należał do dziecka, rzekł magnetyzer, czepeczek może albo kosmyk włosów. — Hrabina podała magnetyzerowi mały czepeczek znaleziony w parku, jedyną relikwię, którą kazała sobie oddać i nigdy się z nią nie rozłączała. W tej chwili jasnowidząca zdawała się odzyskiwać swą władzę. „Widzę! zawołała. Dziecko nie utonęło. Wykradł go człowiek przyzwoicie ubrany. A! widzę powóz i człowieka wiozącego dziecko; jadą szybko — bardzo szybko; koń padł... dziecko porwali dalej, coraz dalej... gubię ich ślad — nic już nie widzę... nie mogę zdążyć za nimi... duszę się... zostawcie mnie w spokoju albo mnie zbudźcie.“
Nie można było z niej nic więcej wydobyć; ale i to wystarczało hrabinie, która wróciła do domu szalona z radości. Zapisała sobie wszystko starannie, nawet wypadek z koniem, i po kilka razy zapytywała Julję czy owej pamiętnej nocy nie zginął koń jaki ze stajni. Julja nie przypominała sobie nic podobnego, ale dodała, że ja muszę coś o tem wiedzieć.
— Karolu, zagadnęła mnie hrabina, ile koni było w stajni w przededniu mojego nieszczęścia i ile zostało po tym dniu fatalnym?
Odpowiedziałem, że nie wiem, bo nie byłem wtedy w domu.
— Zawołaj mi więc Józefa, on powinien wiedzieć.
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/110
Ta strona została skorygowana.