Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/113

Ta strona została skorygowana.

— Pomyśl tylko panie hrabio, że jak tylko spostrzeże pańską podejrzliwość nie będzie więcej wątpić o tem, że dziecko jej żyje, a wtedy znajdzie go pewno.
— Potrafię temu przeszkodzić, jutro pojedzie do Perouzy.
— Ależ hrabina jeszcze chora...
— Zdrowa czy chora, żywa czy umarła, wyjedzie jutro i to sama. Rogera zostawię przy sobie. Nie chcę żeby był świadkiem jej ciągłych dziwactw!
— Panie hrabio, powiedziałeś, że dość już jesteś pomszczony, czyż chcesz pan rozpoczynać na nowo? Idź pan do hrabiny i wysłuchaj ją. Usprawiedliwi się, jestem tego pewny.
— Karolu, zaczynasz mnie zdradzać! stajesz zupełnie po jej stronie! Musimy się rozłączyć, twoje posłannictwo już skończone, przyszłość zapewniona, bądź zdrów!
Powinienem był przyjąć odprawę, ale zbyt mi to było trudnem. Kochałem tę rodzinę — prócz niej nie miałem już nikogo na świecie. Czułem się już starym ich sługą, nie chciałem innych panów nad sobą. Zrzekłem się więc majątku, wolności i powiedziałem mu, ze nie odejdę. Obiecałem słuchać hrabiego i nie dać się więcej wzruszyć.
Pomimo tego miałem sobie za obowiązek przestrzedz hrabinę o grożącem jej niebezpieczeństwie. Poszedłem więc do niej i powiedziałem jej, że hrabia zaniepokojony stanem jej umysłu, a nie chcąc żeby Roger na tem ucierpiał, zamyśla go zostawić przy sobie. W imię więc mojej czci i poświęcenia dla jej rodziny, błagałem aby zaniechała poszukiwań za Gastonem, jeżeli nie chce być skazaną na rozłączenie się z Rogerem.