Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

nabił kieszonkowy pistolet. Rozjątrzony, byłbym chętnie naraził życie. Szedłem za nim dalej, a kiedy kroki moje za swymi usłyszał, zniecierpliwił się i przystanął.
Chciałem użyć złodziejskiego fortelu i zapytać go o godzinę, aby usłyszeć głos jego groźnie do mnie zwrócony albo przypatrzyć mu się z bliska. Nie był to człowiek bojaźliwy; odpowiedziałby mi bezwątpienia i nie strzelałby z pewnością nie będąc zaczepionym. Znałem jego krew zimną; ale wtedy poznałby mnie, wiedziałby, że śledzę jego schadzki z hrabiną, i omyliłby moją czujność. Chciałem koniecznie wiedzieć gdzie mieszka; zwolniłem kroku żeby go uspokoić. Byliśmy w sosnowej alei; ciemność zwiększała się i ujrzałem latarnie czekającego powozu. Wskoczył w milczeniu na siedzenie ale udało mi się zobaczyć przy słabem oświetleniu lamp, wprawdzie nie rysy twarzy ale siwą brodę i włosy śnieżnej białości. Omyliłem że się? Więc to nie był młody i piękny Salcéde? Któż wreszcie mógł być tym starcem, z którym schodziła się hrabina Flamarande w głębi lasku, posępnego lutowego wieczoru, i do którego mówiła z uniesieniem: A! jakże ja kocham pana!
Powóz pędził w stronę bramy Maillot jak błyskawica. Szedłem pieszo, znużony, złamany. Nie znalazłem powozu i musiałem wlec się aż do Łuku tryumfalnego. Tu już omal nie omdlałem; zapomniałem nawet o śniadaniu tego dnia. Wszedłem do małej restauracji przy Polach elizejskich chcąc więcej odpocząć jak jeść, a wsunąwszy się w kącik gorzko rozmyślałem.
Byłże ten człowiek Salcédem? Dlaczegóż nie? Można włożyć białą perukę i przylepić siwą brodę. Jeźli pierwsze wrażenie nie omyliło mnie ani na ścieżce Flamarande ani w lasku Boulogne. Salcéde był we Francji. Ukrywał się przebrany, gdyż nikt