mności. Miałem ochotę zblizka przypatrzeć się temu odludnemu mieszkaniu; niezwykle mnie ono intrygowało. Tamże to chroniła się hrabina Flamarande chcąc widzieć się tajemnie ze swoim synem? Ambroży Ivoine był bezwątpienia jej powiernikiem i stróżem tego domu, który zdawał się być zamieszkałym. Jednakowoż nie spostrzegłem tu dotąd ani człowieka, ani psa, ani żadnego innego żyjącego stworzenia. Okna dolne zaopatrzone mocnemi okiennicami drewnianemi były szczelnie pozamykane. To dolne piętro, jeźli je tak mamy nazywać, było wysokości okien parterowych w pomieszkaniach drugorzędnych paryzkich. Cały spód tej małej budowy był mocno podmurowany aby mógł stawić opór wylewom strumyka i chronił pokoje od wilgoci. Przyglądnąwszy się temu podmurowaniu przyszedłem do przekonania, że to budowa starożytna współczesna zamkowi Flamarande, odnowiona tylko i mieszkalnie urządzona; może część jaka oddalonego zamczyska, którego zapomniane i w zieleni ukryte szczątki, uniknęły mego spostrzegawczego wzroku. Utwierdziłem się w tem mniemaniu zbliżywszy się do grubych staroświeckich drzwi, sięgających architektury XII wieku. Była to taka sama brama jaką widziałem w podziemnej galerji zamkowej.
Za dotknięciem ręki otworzyła się przedemną bez żadnego skrzypu i hałasu. Ujrzałem wysłane rogożą wąskie ciosowe schody. Wyżej szły już schody drewniane, wysłane starym ale kosztownym, wełnianym kobiercem. Pochodził on zapewne z zamku Flamarande, gdyż widziałem podobne obicie nad łóżkami w pokojach zajętych przez dzierżawców. Wyszedłem po schodach cichutko i znalazłem się naprzeciw wpół otwartych drzwi. Ujrzałem pusty pokój skromnie ale gustownie umeblowany. Na każdem piętrze byt tylko jeden pokój. Ten, w którym się znalazłem, mógł słu-
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/157
Ta strona została skorygowana.