że dostanę w ręce, a chcąc szukać innych, trzeba było chyba liczyć na jakiś szczególny wypadek.
Zapadłem w głębokie rozmyślania. Naraz, widząc się sam w tem cichem mieszkaniu którego spokój naruszyła moja ciekawość, zawładnęło mną uczucie wstydu i wstrętu dla samego siebie. Były tu pieniądze, nawet grube pieniądze, które że tak powiem powierzono uczciwości publicznej a ja, gorzej od kieszonkowego złodzieja przywłaszczam sobie bezkarnie cudze tajemnice serca i sumienia. Poukładałem starannie papiery, zamknąłem biurko z wszystkiemi jego tajemnicami a potem przystąpiłem do okna. Świtało zaledwie ale wieśniacy musieli już być na nogach, pospieszyłem więc pogasić świece. Jakim sposobem umknąć ztąd i zatrzeć za sobą wszelki ślad mojego tu pobytu. Nie miałem względem Esperanca żadnych więcej obowiązków do spełnienia, a wszystko czego mogłem dowiedzieć się w Flamarande, wiedziałem już dokładnie. Wyszedłem więc na strych i wziąłem ztamtąd gruby sznur zapewne od podciągania belków.
Z okna salonu doskonale byłoby mi spuścić się na dół i już miałem sznur uwiązać, kiedy nowa myśl powstała w mojej głowie. Ta starożytna budowa tworzyła przed wieki część zamku, zkąd musiał być tajemny podziemny kurytarz, służący za schronienie obrońcom zamczyska. Wszystkie prawie obronne siedziby tego rodzaju miały podobne przejścia, albo wychodzące na odległe pola, albo łączące twierdzę z inną warownią. Zresztą byłem pewny, że człowiekiem, który w roku 1815 niepojętym dla mnie sposobem znikł pod skalą był przebrany Salcéde, zkąd wyprowadziłem wniosek, że musiało tu dotąd istnieć przejście podziemne. Kurytarz ten musiał mieć swój początek w tym domu, bo przeglądając przed chwilą kontrakt sprzedaży, natrafiłem w nim na niezrozumiały dla mnie wyraz, tyczący się jakiegoś wejścia,
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/175
Ta strona została skorygowana.