mi uporczywą myśl, aby zobaczyć się i mówić koniecznie z Salcédem choćby miał nawet najgorzej obejść się ze mną; choćby mnie zabił na miejscu.
Trochę tego złego wina po długim poście rozdrażniło mnie. Nikczemne środki jakimi się posługiwałem, wydały mi się bohaterstwem wobec pokonanych trudności i powiedziałem sobie, że dojdę do szczytu moich marzeń jeżeli dosięgnę lwa w jego własnej kryjówce i powiem mu: Oto jestem; jako przyjaciel, jeżeli mi powiesz całą prawdę, której za jakąkolwiek cenę muszę być panem, jako wróg, jeżeli ją zataisz przedemną. Byłem podstępny względem ciebie, ale niczego się nie boję, zamiast ratować się łatwą ucieczką, przychodzę oddać się sam w twoje ręce, narażając się na straszną zemstę.
Uniesiony szaloną tą myślą, wszedłem bez zapukania do pokoju Salcédea.
Pan Salcéde leżał na łóżku w swojej alkowie. Zdawało mu się że to Ambroży i zapytał:
— Czy zapomniałeś czego? — Przestraszyłem się i zadrżałem od stóp do głów. Odmruknąłem coś niezrozumiałego naśladując zachrypnięty głos Ambrożego ale Salcéde nie spostrzegł się wcale, zbierało mu się na sen obrócił się do ściany i szepnął: — Szukaj sobie mój przyjacielu! Po chwili regularny i silny oddech zapowiedział głęboki sen. Zbliżyłem się aby spojrzeć na niego, ciekawy czy ten człowiek mógł jeszcze natchnąć kogo miłością.
Na pierwszy rzut oka widziałem przed sobą pospolitego górala, nieróżniącego się wcale od Ambrożego albo Michelina. Spał w ubraniu z bronzowego wyszarzałego welwetu, grube trzewiki okurzone stały na ziemi obok łóżka, ale cieniutka bielizna świadczyła o nawyczkach światowego człowieka; rysy te same delikatne, ta sama wyniosła i giętka postać. Brodę miał siwą, krótko podstrzyżoną, kędzierzawiącą się tak
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/180
Ta strona została skorygowana.