już piętnaście lat. Przygotowany byłem do pytań, badań i fałszywych poufnych zwierzań. Ale tego wszystkiego nie było; pani o nic mnie już nie pytała. Mówiła ze mną o wszystkiem jak z równym sobie i zauważałem, że nigdy się nie siliła wpłynąć na zmianę moich zdań i myśli. Nie narzucała nikomu swoich zapatrywań, nie była więc i z tego względu podobną do swego męża.
Była zawsze skromną a tembardziej teraz, gdy kształcąc się bez ustanku od wielu lat pracowała, ażeby wykształcić swego syna i przyzwyczaić go do pracy. Inteligencja jej rozwinęła się zdumiewająco. Pracując przez te wszystkie lata wytrwale nad mojem własnem wykształceniem, teraz dopiero mogłem prawdziwy o niej sąd wydać.
W ogóle była to szczególna, jeźli nie doskonała kobieta. Kto tylko zbliżył się do niej, uwielbiał ją i kochał. Łatwo i mnie było uledz tej dobroci bez przesady i tej upajającej słodyczy w zachowaniu. Nie starałem się nawet później otrząść z tego rzuconego na mnie uroku, widząc, że nie starano się wcale korzystać z mojej bezsilności, aby mnie zachwiać w mojem postanowieniu. Czułem, że odradzam się w tem nowem życiu, było ono dla mnie niejako rehabilitacją po upokarzającem obowiązku, którego wypełnienie zdawało mi się koniecznością. Moja nienawiść dla występnej kobiety zatarła się na zawsze. Możnaż było żądać od niej większego zadośćuczynienia, jeżeli z bezprzykładną uległością poddawała się bez szemrania woli męża, i poświęcała się zupełnie temu drugiemu synowi z zaparciem się prawie namiętnej miłości dla tamtego ukochanego dziecięcia.
Żałowałem ją zawsze w duszy a często nawet uwielbiałem. Musiałem dopiero przypominać sobie, że napisała do Salcéde’a „Czuwaj nad naszem dziecięciem“. Wdzięczność moja dla niej za to stanowisko
Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/201
Ta strona została skorygowana.